Filmy...
Pająk
Gdy normy estetyczno- obyczajowe nie kneblują swobody wyrazu, raczej
rzadko rodzą się dzieła, które wykraczałaby poza chorą
ostentację. Dokonania kanadyjskiego reżysera Davida Cronenberga
czerpią z grząskiej sfery profanum akurat inspirujące pokłady
myślowych spekulacji, dotyczące niepokojących aspektów
rozwojowych cywilizacji. Cronenberg to filmowiec o plastycznej wyobraźni,
pochłonięty intelektualnymi herezjami, co oczekiwaniom na jego kolejne
dzieła przydaje kontrowersyjności. Zagospodarowaną przez niego
działkę celuloidowej fantazji, dla oponentów tożsamą
z mało wybrednym horrorem, wyróżnia posmak artystycznej
charyzmy. Wyświetlany teraz w polskich kinach, z rocznym opóźnieniem,
film Pająk, jak na razie ostatnie dzieło Cronenberga,
daje podstawy do sądzenia, iż kanadyjski reżyser okrzepł już
na tyle w swoim myśleniu o kinie, by nazwać go klasykiem. Przekonuje
do tego monografia David Cronenberg. Rozpad ciała. Rozpad gatunku,
autorstwa Krzysztofa Loski i Andrzeja Pitrusa, opublikowana przez
wydawnictwo Rabid.
Dwoistą dezintegrację, wyrażoną w tytule pracy krakowskich
filmoznawców, należy rozumieć wręcz dosłownie.
Dorobek Cronenberga opiera się na konsekwentnym demontażu. Cielesność
jako materia fabuły jest tu deformowana pod wpływem nauki i
technologii, ale też poddawana testom oporności na ekstremalne
doznania. Ciągle modyfikowane ciało wchodzi w interakcje z
przedmiotowością otoczenia lub urojeniami o podłożu
neurotycznym i seksualnym. Fizyczne okaleczenia oraz hybrydyczne formy
organiczne, stworzone na bazie ludzkich organów, są żywiołem
tego specyficznego kina. Pokazywanie defiguracji pozostaje w ścisłym
związku z doprowadzaniem do wyczerpania formalnych atrybutów gatunku
filmowego. Cronenberg jest na tym polu wychowankiem rozprzęgniętej
atmosfery filmowego undergroundu przełomu lat 60 i 70, która nauczyła
go poszanowania kadrów wizyjnego szaleństwa, ale i nonszalancji
wobec kanonów gatunkowych. W efekcie kanadyjski reżyser od początku
kręci filmy z definicji ułomne, lecz przykuwające uwagę
stopniem natężenia scen makabry.
W
wydaniu Cronenberga kino gore (mutacja krwawej przemocy i zdystansowanej optyki
camp’u) przeistoczyło się z anarchistycznej zabawy horrorem w groźne
narzędzie perwersyjnego wizjonerstwa. Wczesne filmy Kanadyjczyka pasożytowały
na komercyjnej pulpie kina klasy B.; paradokumentalizm, eksploatacja gwiazd
porno, melodramatyczne fabułki, kryminał, science fiction. O ich wyjątkowości
przesądzało perfekcyjne wykorzystanie możliwości efektów
specjalnych dla potrzeb turpistycznych sekwencji na miarę futurologicznego
Grand Guignol. Cronenberg, co dostrzegają w swej pracy Pitrus i Loska,
potrafił w tym mariażu ewidentnej tandety i barokowego spiętrzenia,
przemycić socjologiczną obserwację. Po konwencjonalnych dziełach
w rodzaju Dreszczy, Wścieklizny czy Potomstwa, nakręcił
przecież Videodrome; przerażającą wiwisekcję
epoki mass mediów, z kolei kilka około-hollywoodzkich danin w
rodzaju ,,superprodukcji'' Mucha okazało się prelekcją do
wyrafinowanych psychoanaliz ponowoczesności; narkotycznego iluzjonu Nagiego
lunchu, schizofrenicznego rozszczepienia Nierozłącznych,
czy wreszcie motoryzacyjnego fetyszyzmu Crash. Właśnie Crash,
film wyuzdany i pozbawiony klasycznej fabuły, rzekomo realistyczny,
prowokujący panseksualną wykładnią relacji człowiek-
maszyna, pokazał chyba najlepiej odrębność stylu Cronenberga;
lunatyczny trans luźnie uporządkowanego ciągu obrazów
snuje w nim opowieść nie będącą de facto opowiadaniem,
lecz ilustracją psychotycznych obsesji. Ta konstatacja dotyczy również
nowego dzieła Kanadyjczyka.
Pająk powstał na kanwie debiutanckiej powieści Patricka
McGratha, angielskiego pisarza, który obok Kathe Koja prezentuje frapujące
odgałęzienie współczesnej literatury grozy, kładące
nacisk na narracyjne wędrówki w głąb neurotycznych osobowości.
Cronenberg kolejny raz sięgnął więc po utwór wydawałoby
się zupełnie nieprzekładalny na język filmu, a jeśli już
to ze stratą dla efektu końcowego. Pitrus i Loska nie bez zdziwienia
odnotowują w swej książce liczne odstępstwa adaptacji
Cronenberga od powieści McGratha; okazuje się, iż kanadyjski reżyser
zupełnie zlekceważył zawarte w pierwowzorze elementy horroru,
wbrew swej proweniencji narzucił swojej wersji utworu realistyczny
charakter, pozbywając się wszelkich przerysowanych kulminacji. Jego
film jest ascetyczny, surowy i oparty na epizodach ze szczątkowym
dialogiem. Towarzysząca niemal od zawsze dziełom Cronenberga muzyka
Howarda Shore’a została tutaj ograniczona do minimum.
Istotą powieści McGratha jest choroba psychiczna jako fatum modelujące
świat zewnętrzny przeżyć bohatera. U Cronenberga historia
pacjenta zakładu dla obłąkanych, który cofa się do
okresu dzieciństwa, by niczym detektyw złożyć na nowo
elementy układanki zbrodni, przybrała formę mrocznego dramatu
psychologicznego. To jakby odpowiedź na krzepiącą hollywoodzką
bajkę o schizofrenii pt. Piękny umysł. W obsypanym Oskarami
filmie Rona Howarda świat majaków stworzonych w głowie bohatera
został uporządkowany zgodnie z regułami kiczowatego melodramatu.
Cronenbergowi jak najdalej do takich rozwiązań. Jego bohater to nie
żaden błyskotliwy intelektualista, padający ofiarą
halucynacji, lecz wystraszony, bełkoczący szkielet człowieka
(znakomita kreacja Ralpha Fiennesa), zmuszony do roli kronikarza własnego
obłędu. Próbując odnaleźć punkt zaczepienia,
pieczołowicie odnawia zanotowane w pamięci obrazy dzieciństwa, a
widz uczestniczy razem z nim w procesie dochodzenia do prawdy. Złudna to
droga. Cronenberg z właściwym sobie pesymizmem zawiesza bohatera na
skraju wsysającej go otchłani psychozy. Wówczas złapana w
pajęczą sieć swych urojeń ofiara okazuje się oprawcą,
a cały świat konstruktem fobii.
Obrazowanie wszelkich odchyleń nigdy nie sprawiało Cronenbergowi
specjalnej trudności. Mimo tego Pająk zaskakuje kunsztownością
chyba obcą kanadyjskiemu reżyserowi. Wysmakowane kadry trącą
ekspresjonizmem najwyższej próby, zaś fabuła jest
przedstawiana niemal bez słów za pomocą mozaiki wystylizowanych
obrazów. Ani jednego zbędnego motywu, żadnych efekciarskich
scen, zaledwie duszny klimat nerwicy natręctw. Niektórzy recenzenci
już uznali Pająka za dzieło wybitne (Loska i Pitrus ostrożnie
piszą o najdojrzalszym dokonaniu reżysera), zapewne ciesząc się,
iż specjalista, w ich mniemaniu, od grafomanii potrafi powstrzymać swój
zły smak i nakręcić wyrafinowany film dla wielbicieli literki B
(od Bergmana do Bunuela). Tymczasem Cronenberg bywa wybitnym twórcą,
kiedy kręci dzieła nie wybitne, lecz drapieżne, rozdygotane, nierówne,
na granicy maniactwa. W Pająku jednostkowa trauma poza
behawioralnymi obserwacjami nie wnosi żadnej jakościowej refleksji do
wizerunku współczesnych obsesji, tak barwnie pozorowanych we wcześniejszych
filmach Kanadyjczyka. Czyżby chwilowy odpoczynek znudzonego wnikaniem w
codzienność outsidera? Umysł pajęczy doskonale wie, jak plątać
i rozplątywać, dzięki czemu trudno nie złapać się
w jego sieć. Sieć Pająka została utkana znaczonymi nićmi,
przez co łatwiej się z niej wydostać, choć pamięć
o doświadczeniu osaczenia pozostaje na długo. (Łukasz Badula,
1. 10. 2003 w: www.kumulacjonista.kom.pl )
Pająk (Spider) USA 1999
Reżyseria: David
Cronenberg Scenariusz: Patrick
McGrath Na podstawie książki: Patrick McGrath Operator:
Peter Suschitzky
Występują: Ralph
Finnes, Miranda Richardson, Gabriel Byrne, Bradley Hall
www: http://www.monolith.pl/spider/